poniedziałek, sierpnia 16, 2010
czwartek, sierpnia 12, 2010
nieczyste zagrywki
czwartek, czerwca 03, 2010
psie znajomości
Ostatnio zaznajomiłam się z dużą bernardynką - Betą. Wielka z niej psina - tak na oko z 4 razy większa ode mnie. Jada pyszne rzeczy - wiem, bo uszczknęłam z jej michy, do której prawie cała się zameldowałam ;) Obie pilnujemy podwórka i cieszymy się z obszczekiwania przechodniów i ich psów. A potem my idziemy na spacer i to my jesteśmy obszczekiwane. Taka sprawiedliwość w naturze. Czasem biegamy razem, choć Beta ugania się raczej za moją ukochaną pańcią. Zupełnie nie rozumie, że Anitka tylko mnie kocha i tylko ja mam do niej prawo. Jak jej to tłumaczę, to zwija się w kłębek. Hahahaaa! Wszystko jest w głowie - rozmiar się nie liczy!
środa, maja 26, 2010
łysa
Zostałam ogolona jak owca. Jestem łysa. Na początku się trochę wstydziłam, ale potem okazało się, że jest chłodniej i łatwiej się biega. Nie męczę się już pod pancerzem grubego futra. I jestem chudsza o połowę :)) Moje sąsiadki przestaną mi dogryzać, że widać po mnie moje upodobania. Moi państwo starsi uważają, że wyglądam jak szczeniak i mnie rozpieszczają. Nie muszę szorować łap po każdym spacerze. A po deszczu wystarczy, gdy wytrą mnie w ręcznik i nie muszę się kłócić z tą obrzydliwą suszarą. Same plusy. Moja pani się trochę martwi, że jak trafi na jakiegoś ortodoxa rasy, to nas zlinczują. Jakby nie było innych problemów na świecie! Gdyby moje życie zależało od ortodoxów, to pewnie by mnie uśpili tuż po urodzeniu, bo nie mamy z rodzeństwem rodowodów. A tak, żyjemy sobie bardzo dobrze, wśród kochających nas ludzi, nie przeszkadzamy nikomu.
wtorek, maja 18, 2010
kocham jeść
Nazywam się Gaya i kocham jeść.
W zasadzie mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że moje życie to w sumie same przyjemności. I tak powinno być, czyż nie?
sobota, maja 15, 2010
wycieczki w przeszłość
Gdy umarła Susa byłam przekonana, że nigdy w życiu nie będę chciała mieć już psa. Ból po jej odejściu był ogromny. Do dziś odczuwam smutek i żal, że jej już nie ma - w końcu to była moja najwierniejsza przyjaciółka. Niemniej, po pół roku zaczęłam zaczepiać dosłownie wszystkie psy na ulicy. A jak już zobaczyłam gdzieś cockera, dostawałam spazmów.

Miałam wtedy wakacje i mogłam się adoptowanym dzieckiem zająć i spędzać z nią całe dnie. Gdzie ja, tam i ona. O spacerach nie było mowy, bo dziecko za małe, więc rozwijałyśmy umiejętności łowieckie w domu - pierwsze łapanie piłki, walka z pluszowym konikiem, pogoń za sznurkiem. Wspominam to z sentymentem. Była bardzo dzielna i od początku miała charakterek. Nie odzywała się wcale - ani nie piszczała, ani nie szczekała.
Nawet się zastanawiałam, co jest nie tak.
Subskrybuj:
Posty (Atom)