poniedziałek, maja 23, 2005

gorąco psu, tfuuuu!

Przyszło lato!Żar leje się z nieba na bezbronną psią głowę! Chowam się pod liśćmi, w krzakach, pod drzewami i wszystko na nic. Dosięga mnie gorącym promieniem i wypala mózg. Łobuz jeden - słońce!Kwiaty poznikały z krzewów. Zawiązują się szyszki. Kwitną kasztany. Wszędzie dmuchawce. A'propos, moja pani ma wielki, czerwony nochal, z którego wydobywa się raz na jakiś czas tajemnicze dudnienie.Chodzi zapewne o Lorda Vadera ;)

wtorek, maja 17, 2005

pada

Pada deszcz, pozbawiając ziemię zapachu starych przeżyć. Wszelkie życie rozedrgane pod ciężarem mięsistych kropli. Karma romantyków. Trawa już wysoka, sięga uszu, drapie w nos. Daję susa, oszaleć można pośród zapachów, chcę więcej i więcej. I nic, tylko woła i ciągnie za smycz. Obraża się i przypina do obroży postronek. Czuję się jak koza...
- Kozunia, choć kłamczuszko, do domciu. Nie żryj trawy, durne zwierzę.
- Primo – sama jesteś kozunia. Secondo – nie do domciu, do domu, babo durna (traweczki pieseczek się jadł, oj, wymiocinki będą – kto wymyślił tak język przesładzać?). Tertio – pies trawę przeżuwa, delektuje się jej gorzkim sokiem, następnie ową trawę trawi. Potrzebuje, durna babo, potrzebuje...
I podczas takiej to pogawędki zostałam brutalnie wciągnięta przez pańcię do domciu, na smyczce, w obróżce. Na pyszczek cisnęły się słóweczka o bardzo ujednoliconym charakterku...
Głupia baba!

poniedziałek, maja 16, 2005

wiosna a tu jakieś bydlę...

Tak, tak, niby nic a jednak. Cały świat zmienił barwy. Wszędzie powiewają flagi, pióropusze kwiecia, wieńce liści - jest bardzo uroczyście. No i mlecze - duuuużo mleczy, przy którym rośnie perz - przyjaciel psa - mniam. Chrupię rzeczony perz, gdy nagle wyjeżdża do mnie z pyskiem jakieś bydlę. Większy ode mnie 3 razy, morda jak mój zad, wredna, świńskie oczka, zero pomyślunku, ślini się. "HHHHAaaHHHH" - zaczyna, dureń, konwersację. "HHHHaaHHH mam Cię!" - niby co to miało oznaczać, patrzę na tego kretyna. Ciągną go jak cielę na postronku, szarpie się i odgraża, że niby wszyscy popamiętają. "Całuj pana w ogon" - myślę sobie przełykając mój perz. Patrzę na moją panią. Jej wzrok sugeruje, że właściciel zrobił na niej takie samo wrażenie, jak na mnie jego ulubieniec. Cóż... Trafił swój na swego. Dobrze, że piesek trzeźwy przynajmniej. Co do właściciela - świńskie oczka, morda jak mój zad, zero pomyślunku, ślini się... No i wyjeżdża z pyskiem jakieś bydlę. Co za świat!!!