wtorek, czerwca 07, 2005

problem z wyjściem

Dlaczego dzieje się tak, że za każdym razem, gdy słyszę "idziemy na spacer", czy choćby samo "spacer", spędzam pół godziny stojąc jak dureń w przedpokoju, wpatrując się z gasnącą coraz bardziej nadzieją w twarze zabieganych domowników, którzy to nagle przypominają sobie o kilku super-ważnych sprawach, nie cierpiących zwłoki (co to za określenie? typowo ludzkie!) i MUSZĄ wykonywać różne dziwne czynności przed spełnieniem pańskiego wobec psa, obowiązku??? Domagam się odrobiny poszanowania moich oczekiwań, pragnień i potrzeb! Czuję się poniżona, gdy stoję wystrojona w smycz przypiętą do wieszaka! No i jeszcze to lustro, w którym pytam samą siebie, o co w tym wszystkim chodzi.

Ufff! Wychodzimy... Taaaaaa, naprawdę, kochanieńki, przez zamknięte drzwi chyba Ci się nie uda ;)))

I gdzie ta winda???!!!! Halllooooo!!!!