sobota, grudnia 17, 2005

zimno zimą

to oczywista rzecz, lecz ludzie, of'course, robią sporo zamieszania wokół rzeczy oczywistych. brrrr, brrrr, brrrr i trzęsą się jak kurze jajko, hehe, myśląc wciąż, że są panami świata. No i biegają obładowani jak tragarze na rynku starego miasta w czasie odpustu. Za tydzień święta, więc oni muszą nadwyrężać sobie kręgosłupy. I tylko od czasu do czasu, jak któryś na mnie wpada (jestem czarna, więc ślepcy nie widzą, mając oczy na wysokości upiętych pakunków), tracąc równowagę, zaczyna złorzeczyć, rugać moją panią, cham jeden z drugim. Jak ja bym na kogoś wpadła to nie szczekałabym, tylko powiedziała "przepraszam". Cóż, jestem jedynie psem. Za to dobrze wychowanym.

niedziela, grudnia 04, 2005

wet ery narz

Koszmar, koszmar, koszmar... Wywiozła mnie do swojej przyjaciółki. Lubię Anię, czemu nie? Jest miła, zawsze zrozumie psa. Oglądała już raz moje wnętrze podczas operacji, heeh, więc znamy się całkiem dobrze. Niestety, zawsze mi się kojarzy z tym cholernym bólem i w ogóle. Dlatego nie znoszę wchodzenia na te schody, nie znoszę tych drzwi, nie znoszę tej poczekalni, no ... kiedy my wyjdziemy, patrz, inne psy wychodzą, nie!!! nie do gabinetu!!! nie!!!! O rany! Znowu macają psa, patrzą głęboko w oczy i ględzą o stanie ogólnym. Tralalala... za gruba, za gruba, za gruba.... No i co z tego? Kto powiedział, że wszyscy mają być szczupli? Taki jeden z drugim wygląda, jakby kij od szczotki połknął. Długiiiiii i chuuuuudydyyyyyy. Ja to przynajmniej widać, że zdrowa. Nie zdrowa? Operacja? No to ja się teraz do Ciebie, moja kochana, nie odezwę, o nie!

wtorek, października 04, 2005

czekanie

Psie życie to czekanie. Wieczne, na wszystko i na wszystkich. Psu los daje coś z łachy. Jakiś kęs, okruch jakiś... Za mądrość, oddanie, wierność, poświęcenie, odwagę, harmonię i bezgraniczną miłość otrzymujemy ŁASKAWIE kawałek kiełbasy. Co dzień to samo i wciąż, i od nowa „Poproszę, tu jestem, halo, poproszę, czy ktoś mógłby na mnie zwrócić uwagę, też jestem głodna, no to co, że właśnie zjadłam śniadanie, kto powiedział, że wystarczy, czy zatem mogę prosić, halo!!!!” Nic nie rozumieją. Jakie to upokarzające!
NO!!! Dostanę w końcu coś do jedzenia?!
mniam, mniam, mniam...
Moralnie usprawiedliwiam się za stosowanie takowych środków do celu... Mniam, warto było.

wtorek, czerwca 07, 2005

problem z wyjściem

Dlaczego dzieje się tak, że za każdym razem, gdy słyszę "idziemy na spacer", czy choćby samo "spacer", spędzam pół godziny stojąc jak dureń w przedpokoju, wpatrując się z gasnącą coraz bardziej nadzieją w twarze zabieganych domowników, którzy to nagle przypominają sobie o kilku super-ważnych sprawach, nie cierpiących zwłoki (co to za określenie? typowo ludzkie!) i MUSZĄ wykonywać różne dziwne czynności przed spełnieniem pańskiego wobec psa, obowiązku??? Domagam się odrobiny poszanowania moich oczekiwań, pragnień i potrzeb! Czuję się poniżona, gdy stoję wystrojona w smycz przypiętą do wieszaka! No i jeszcze to lustro, w którym pytam samą siebie, o co w tym wszystkim chodzi.

Ufff! Wychodzimy... Taaaaaa, naprawdę, kochanieńki, przez zamknięte drzwi chyba Ci się nie uda ;)))

I gdzie ta winda???!!!! Halllooooo!!!!

poniedziałek, maja 23, 2005

gorąco psu, tfuuuu!

Przyszło lato!Żar leje się z nieba na bezbronną psią głowę! Chowam się pod liśćmi, w krzakach, pod drzewami i wszystko na nic. Dosięga mnie gorącym promieniem i wypala mózg. Łobuz jeden - słońce!Kwiaty poznikały z krzewów. Zawiązują się szyszki. Kwitną kasztany. Wszędzie dmuchawce. A'propos, moja pani ma wielki, czerwony nochal, z którego wydobywa się raz na jakiś czas tajemnicze dudnienie.Chodzi zapewne o Lorda Vadera ;)

wtorek, maja 17, 2005

pada

Pada deszcz, pozbawiając ziemię zapachu starych przeżyć. Wszelkie życie rozedrgane pod ciężarem mięsistych kropli. Karma romantyków. Trawa już wysoka, sięga uszu, drapie w nos. Daję susa, oszaleć można pośród zapachów, chcę więcej i więcej. I nic, tylko woła i ciągnie za smycz. Obraża się i przypina do obroży postronek. Czuję się jak koza...
- Kozunia, choć kłamczuszko, do domciu. Nie żryj trawy, durne zwierzę.
- Primo – sama jesteś kozunia. Secondo – nie do domciu, do domu, babo durna (traweczki pieseczek się jadł, oj, wymiocinki będą – kto wymyślił tak język przesładzać?). Tertio – pies trawę przeżuwa, delektuje się jej gorzkim sokiem, następnie ową trawę trawi. Potrzebuje, durna babo, potrzebuje...
I podczas takiej to pogawędki zostałam brutalnie wciągnięta przez pańcię do domciu, na smyczce, w obróżce. Na pyszczek cisnęły się słóweczka o bardzo ujednoliconym charakterku...
Głupia baba!

poniedziałek, maja 16, 2005

wiosna a tu jakieś bydlę...

Tak, tak, niby nic a jednak. Cały świat zmienił barwy. Wszędzie powiewają flagi, pióropusze kwiecia, wieńce liści - jest bardzo uroczyście. No i mlecze - duuuużo mleczy, przy którym rośnie perz - przyjaciel psa - mniam. Chrupię rzeczony perz, gdy nagle wyjeżdża do mnie z pyskiem jakieś bydlę. Większy ode mnie 3 razy, morda jak mój zad, wredna, świńskie oczka, zero pomyślunku, ślini się. "HHHHAaaHHHH" - zaczyna, dureń, konwersację. "HHHHaaHHH mam Cię!" - niby co to miało oznaczać, patrzę na tego kretyna. Ciągną go jak cielę na postronku, szarpie się i odgraża, że niby wszyscy popamiętają. "Całuj pana w ogon" - myślę sobie przełykając mój perz. Patrzę na moją panią. Jej wzrok sugeruje, że właściciel zrobił na niej takie samo wrażenie, jak na mnie jego ulubieniec. Cóż... Trafił swój na swego. Dobrze, że piesek trzeźwy przynajmniej. Co do właściciela - świńskie oczka, morda jak mój zad, zero pomyślunku, ślini się... No i wyjeżdża z pyskiem jakieś bydlę. Co za świat!!!

środa, lutego 23, 2005

zima

zima, zima, zima, już nie pada śnieg...
Jest okropnie - mokro, zimno i wieje.
Nie ma puszystego śniegu, tylko jakaś okropna breja, błoto i smród. Niby psu w to graj, bo może by i nawet zasmakował błotnej kąpieli, lecz cóż z tego, gdy za twoimi plecami ktoś stale obserwuje i nawołuje do tzw. porządku. Parę dni temu znalazłam umarłego gołębia i już, już miałam go dotknąć nosem, gdy poczułam palącego klapa na moim, poniekąd całkiem pokaźnym, odwłoku. Zostałam potem WYSZOROWANA, WYSUSZONA i orzeknięto, że jestem śmierdzielem. Miły spacerek...

piątek, stycznia 21, 2005

Rambo odszedł

Dnia 10 stycznia 2005 umarł mój Przyjaciel.

czwartek, stycznia 06, 2005

Nowy Rok

Nowy Rok znaczy - Nowe Kłopoty.
Mamy takowy problem - mój kolega - Rambo - jest prawie całkowicie sparaliżowany. Ma 15 lat i jest łysym kundelkiem, który przeszedł zapalenie rdzenia kręgowego i lekarze nie dają mu szans. Problem w tym, że lekarze już dwa lata temu nie dawali mu szans, choć jego stan był podobny do dzisiejszego. Poszli wczoraj do lekarza i usłyszeli, że trzeba się zastanowić nad eutanazją.
Zastanowić się nie znaczy wykonać. Jednakże na ile człowiek może decydować o życiu drugiej istoty? Jakie ma ku temu prawo? Pies nie powie mu przecież - wiesz, zabij mnie, bo już nie mogę. Zawsze jest zresztą nadzieja, że następnego dnia podniesie się i zacznie biegać za patykami. Zwykle tak spędzamy spacery. Ja kroczę dostojnie a ten biega jak pomylony. Zawsze był nadpobudliwy... A teraz leży w pampersach.
Trzymajcie kciuki!