Szalejemy ostatnio. Wiosna pachnie wszystkim, co sprawia, że dostaję kręćka... Tyle w trawie zapachów, tyle przekazów, tyle informacji.
No a oni palą. Papierochy. Śmierdzące, kłebiaste, wszędzie wpływające dymem papierochy. Porządny pies nie jest w stanie wytrzymać w takich warunkach! Kicham, prycham, a ci durni ludzie sięgają po następną dawkę trutki i nic. "Susa ma pewnie alergię na pyłki". No pewnie! Pyłki! Bzdura!!!
Jest jednak promyczek nadziei, bo moja pani ostatnio rzuciła palenie i, trzeba przyznać, trzyma się dzielnie już miesiąc. Niestety, wszystkie rzeczy pachną tytoniem. Ona sama już powoli przestaje. Ale te wszystkie przedmioty, ubrania, meble. Nawet komputer. Fej!!! Ja jednak patrzę na to wszystko sceptycznie. Rzuciła palenie i co? Nie podjada? Ani kanapeczki, ani ciasteczka, ani nawet chrupków. Żadnej z tego wszytkiego korzyści dla umierającego od ludzkich smrodów psa! Ludzie myślą sobie - rzucam i już! Po kłopocie... A ten odór zostaje, oj... na długo. Tylko oni tego nie czują, słaby mają ten węch. Nie czują delikatesów ze śmietnika... Beznadzieja!
niedziela, czerwca 13, 2004
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz