Biegam po śniegu, bo to już zima. Łapy marzną a lodowe kule stroją mnie na każdym chłodnym kroku. Cieszę się, że chociaż uszy mam długie i wiatr mi nic nie szepce, bo po co miałby to robić?
Patrzę na tych ludzi, co przygarbieni przemierzają ulice i zastanawiam się, czemu zimą, gdy natura obdarza wszystkie istoty cudownym darem zapomnienia, otulając świat białą kołdrą, ludzie bardziej niż kiedykolwiek spieszą się, gonią, denerwują z opóźnień. Czy marznięcie nie jest także dowodem, że żyją i wszystko w ich organizmach jest w porządku? Dlaczego tak bardzo uciekają przed tym, co od lat stałe i niezmienne. Tworzą swój sztuczny świat w idei przybliżenia się do natury, jednocześnie szczelnie się przed nią odgradzając... Dlaczego? Czy stali się już w swym rozwoju tak próżni, czy nie dojrzeli jeszcze, by uważać swój byt za rzecz naturalną. Kiedyś wydawało się to bardziej oczywiste. Teraz zanika, z każdym rokiem bardziej... Jakie będą ich dzieci, zamknięte w wirtualnej rzeczywistości jak w klatce, w wielkim terrarium stworzonym w środku wszechświata? Czy będą świadome tych ograniczeń lub raczej odgraniczeń? A jeśli nie, to czy zaistnieje kiedyś problem natury i powrotu doń?
Tup, tup, tup - ślady na śniegu - goń mnie! EEEE, nie rzucaj we mnie tymi zimnymi kulami - przecież wiesz, że ja nie mogę się z tobą bawić w ten sposób - jak równy z równym. Ja ciebie nie gryzę, tak? Nic nie dociera - latają wokół mnie śnieżki i grożą niemiłym doznaniem. No to jak tak, to ja dziękuję za taką zabawę. Wrrrrrrrrrrr..... Idę sobie poszperać pod śniegiem... Muszą tu jeszcze tkwić jakieś witaminki. O! Korzonek!
sobota, stycznia 10, 2004
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz