poniedziałek, maja 16, 2005

wiosna a tu jakieś bydlę...

Tak, tak, niby nic a jednak. Cały świat zmienił barwy. Wszędzie powiewają flagi, pióropusze kwiecia, wieńce liści - jest bardzo uroczyście. No i mlecze - duuuużo mleczy, przy którym rośnie perz - przyjaciel psa - mniam. Chrupię rzeczony perz, gdy nagle wyjeżdża do mnie z pyskiem jakieś bydlę. Większy ode mnie 3 razy, morda jak mój zad, wredna, świńskie oczka, zero pomyślunku, ślini się. "HHHHAaaHHHH" - zaczyna, dureń, konwersację. "HHHHaaHHH mam Cię!" - niby co to miało oznaczać, patrzę na tego kretyna. Ciągną go jak cielę na postronku, szarpie się i odgraża, że niby wszyscy popamiętają. "Całuj pana w ogon" - myślę sobie przełykając mój perz. Patrzę na moją panią. Jej wzrok sugeruje, że właściciel zrobił na niej takie samo wrażenie, jak na mnie jego ulubieniec. Cóż... Trafił swój na swego. Dobrze, że piesek trzeźwy przynajmniej. Co do właściciela - świńskie oczka, morda jak mój zad, zero pomyślunku, ślini się... No i wyjeżdża z pyskiem jakieś bydlę. Co za świat!!!

Brak komentarzy: